Słów kilka o kosmosie i pierwotnej uważności
„Najlepszym sposobem na uchwycenie chwil jest zwrócenie uwagi…” Jon Kabat Zinn
A gdyby tak uczynić swój świat przestrzenią kosmiczną… o ile łatwiej by nam się żyło?… w otoczeniu ciemnej, choć przejrzystej materii nie ma martwych pól, nie ma zakrętów, powierzchownych zasłon, parawanu wstydu, nie ma nic co zakłócałoby nieograniczony wgląd w głębię otaczającej materii. W królestwie kontrastów najmniejsze, choćby nieśmiałe lśnienie nie umknie uwadze doświadczonego astronauty. Jasne konstelacje mienią się blaskiem zachęt i pokus – o ileż łatwiej dostrzec urodę świata w kosmosie? A gdyby tak swój świat wewnętrzny uczynić przestrzenią ciemną, choć przejrzystą, tłem dla lśniących owoców marzeń? Wyzbyć się szumów, zakłóceń, wibracji i hałasu?… Obrać drogę wśród galaktyk możliwości ku jednej, mieniącej się srebrzyście gwieździe? Uprościć, oczyścić, sprowadzić do kontrastu?…
Myśl taka zalęgła się w mojej głowie podczas jednej z podróży – właściwie pod wpływem spotkania osoby pełnej krystalicznie przejrzystego kosmosu. Maja: skromna, uśmiechnięta, rubaszna i okraszona uśmiechem starsza pani zamieszkiwała duży dom na skraju górskiej osady. Przy ziemi ogromna kuchnia – niczym warsztat rzeźbiarza, na piętrze jadalnia – wernisaż dla przyjezdnych koneserów jej sztuki, gdzieś mała sypialnia, za nią łazienka… Ogród wypełniony po brzegi kwiatami – gdzieniegdzie przetkanymi wiązką ziół, zapach wiosny i szum pracowitych pszczół. Nic nie rozpraszało harmonii tego miejsca z otaczającą przyrodą – nic nie zakłócało spokojnego wirowania centrum kosmosu jej prywatnego wszechświata. Stanu wiecznego, niezmiennego, przejrzystego i głębokiego jak okiem sięgnąć.
Wpadłem jak asteroid z obcej galaktyki pchany energią wielkiego wybuchu. Otarłem się o atmosferę tego miejsca i zwolniłem nieco, spoglądając na wszystko niby z góry… Wabiony grawitacją zbliżyłem się śmiało, chłonąc zapachy, barwy i dźwięki tutejszego kosmosu. Rozsiadłem się na balkonie bacząc na ten stan definiujący spokój i trwałość otaczającej materii. Dałem się ponieść poczuciu „boskiego oczyszczenia” spływającego na mnie wraz ze spowolnionym pulsem pachnącego ogrodu… Maja wsunęła się cicho przytrzymując skrzypiące drzwi. Zasiadła na ławce kładąc ścierkę na dłoniach, westchnęła głęboko jakby delektując się swoim kosmosem. Posłała swój wzrok gdzieś na wycieczkę po górach i trwała tak przez dłuższą chwilę. Nie widzisz tego? Zapytała po chwili. Nie, nie widzę- o co pytasz? odparłem wyrwany z letargu. Uniosła w milczeniu aparat robiąc kilka fotografii czegoś, co zwabiło jej wzrok. Zobacz- popatrz, jak Słońce oświetla te skały – powiedziała wskazując czubkiem nosa na swoje odkrycie. Faktycznie, nie spostrzegłem tego co Słońce podarowało w tym momencie Górze. Nie doświadczyłem radości i piękna tego wieczornego spektaklu. Mój kosmos przepełniony cywilizacyjnym śmieciem, odłamkami spraw, impulsami wirtualnych przekazów nie pozwolił mi dostrzec lśnienia, którego piękno było tak oczywiste dla mieszkającej tu od lat Mai…
Spojrzałem na nią z szacunkiem – tak, potrafisz… bez wątpienia… kreujesz kosmos, własny – przejrzysty wszechświat, który pozwala Ci zauważać i cieszyć się codziennym pięknem Twojego otoczenia. Dziękuję, że mi to pokazałaś, kobieto z gór… Jestem też pewien, że nie znasz znaczeń słów „mindfulness”, „uważność”, to po prostu w Tobie jest… nikt Cię tego nie uczył, nikt nie wskazał – Ty zwyczajnie posiadasz swój kosmos i dostrzegasz w nim lśnienie”. A zatem gdyby tak uczynić swój świat przestrzenią kosmiczną… o ile łatwiej by nam się żyło?… w otoczeniu ciemnej, choć przejrzystej materii bez pól martwych, bez zakrętów…?