Formowanie śmiałej duszy – wychowanie: męski punkt widzenia
Mój Syn Mieszko zakończył właśnie sezon biegowy drugim półmaratonem. Jak na szesnastolatka uważam to za wyczyn – jestem z Niego ogromnie dumny. Długo i ciężko trenował – bez grupy, sekcji – sam z siebie. To chyba moment, w którym pojął, że życie to nie bitwa, lecz długotrwała kampania. Mozolne starcie gigantów, w którym wygrywa ten, kto uniesie ciężar konsekwentnej pracy… Poniższy artykuł nie jest jednak laudacją „wspaniałego syna”, ani przechwalanką „mądrego ojca”. Kilka refleksji, którymi chciałbym się z Wami podzielić dotyczy międzypokoleniowych relacji pomiędzy mężczyznami. Nie ma tu śladu męskiego szowinizmu – zachęcam do lektury również mamy, siostry, żony, przyjaciółki, kobiety, które są świadkami relacji pomiędzy mężczyznami.
Na świecie w ciągu ostatnich dwóch dekad wydarzyło się naprawdę sporo. Otoczenie, w którym dorastają nasi synowie jest kompletnie inne od środowiska naszego dzieciństwa. Wsparta technologią ewolucja społeczna spowodowała powstanie gigantycznej luki kulturowej pomiędzy ludźmi różnych pokoleń. Nigdy w historii naszego gatunku ojcowie i synowie nie byli sobie tak odlegli. Mówimy innym językiem, operujemy w innej rzeczywistości. Sposób, w który nasze dzieci budują relacje pomiędzy sobą wydaje nam się obcy. Wzorce osobowe, które promują media również nie do końca odpowiadają naszym standardom. Czy jest zatem jakaś „prawda uniwersalna”, przepis na to, jakim powinien stać się młody mężczyzna, aby podołać trudom życia? Ponadczasowa wartość, która pozostaje cennym budulcem męskiego charakteru pomimo wieków ewolucji? Jeśli tak, to czy gdybym poprosił Was, o jej zwięzłe ujęcie – bylibyście w stanie odpowiedzieć?
„Uderz w stół, a odezwą się nożyce” 😊 – jestem pewien, że nasze mamy, żony, babcie, przyjaciółki miałyby tu pole do popisu… Jak natomiast my, mężczyźni widzimy ten archetyp? Odpowiedzi z pewnością jest mnóstwo i z wielką przyjemnością poczytam komentarze czytelników obu płci. Moim zdaniem młody mężczyzna, niezależnie od tego, czy dorastał sto, dwieście, trzysta, czy dziesięć lat temu, powinien „być ciekawy tego co jest za zakrętem i mieć śmiałość oraz siłę, żeby się samemu o tym przekonać”… W przenośni i dużym skrócie tak widzę ponadczasowy archetyp.
Jak zatem wykuć ten kształt w duszy nastolatka? Proces nie jest łatwy. Wcześniej już wspomniałem, że pokolenia mężczyzn są obecnie kulturowo od siebie oddalone. Formy przekazu, które uważamy za tradycyjne nie muszą docierać do umysłu naszych podopiecznych. Czy mamy wychowywać młodych mężczyzn językiem Instagrama? Face Booka, gier, filmów?… Karmić natychmiastową gratyfikacją przysłowiowego „like’a”? W przestrzeni formacyjnej międzypokoleniowych tandemów odnajduję jedno, ponadczasowe narzędzie. To męska przyjaźń, ogromnie trwała relacja, która moim zdaniem stanowi idealną platformę transferu wartości… Zostańcie przyjaciółmi swoich synów…
Męskie przyjaźnie – te autentyczne i trwałe powstają wtedy, kiedy mężczyźni razem dzielą trudy. Sport, góry, morze, wspólne hobby, praca – tam powstają silne relacje, które mocą wspomnień trzymają mężczyzn przy sobie. Faceci muszą wiedzieć, że mogą na sobie polegać, a tego przekonania nie uzyskuje się jedząc wspólnie chipsy na kanapie… Młodzi mężczyźni otoczeni są bańką sztuczności. Jej ściany buduje kontent mediów społecznościowych i konsumpcyjny klimat miejskiego życia. Moim zdaniem jako ojcowie, opiekuni, powinniśmy dołożyć wszelkich starań, aby ich z tego miejsca choć na moment wyrwać. Męską, międzypokoleniową przyjaźń można budować wyłącznie poza „bańką”… Perspektywa realnego świata służy budowaniu siły i śmiałości – cech, których z pewnością nie buduje się za pomocą smartphona…
Mieszko i ja mieliśmy sporo pomysłów na ucieczkę ze sztuczności miejskiego mikrokosmosu. Pierwszym wspólnym, męskim wypadem był wyjazd w góry Szkocji. Jedenastoletni wtedy młodzieniec dostał swój plecak ze sprzętem, który dzielnie taszczył po owianym wiatrem wybrzeżu. Skoczyliśmy na głęboką wodę, to nie miał być „zwykły, weekendowy wypad”. Dotarliśmy na Cape Wrath, a facet, który nas przywiózł łódką na półwysep oświadczył, że z powodu pogody dotrze po nas najwcześniej za trzy dni… Nie było zbyt wiele pitnej wody, Mieszko chyba pierwszy raz odczuł wtedy „reglamentację” czegoś w tak oczywisty sposób niezbędnego do życia. Ostatniej nocy nasz namiot odleciał z wiatrem, a my spędziliśmy kilka godzin w szałasie… Jedzenie i picie po dotarciu do miasta smakowały jak nigdy dotąd. Przygoda pozostała w nas na zawsze. Na mapach google wkleiliśmy nasze zdjęcia dzikich miejsc – do dziś sprawia nam ogromną radość oglądanie liczby odsłon 😊
Innym razem postanowiliśmy obaj nauczyć się czegoś nowego. Na kursie kajakarstwa górskiego Mieszko radził sobie lepiej ode mnie. Nie czułem się zbyt komfortowo widząc go wywracającego się na kajaku w rwącej rzece. Instruktorzy stanowczo przypominali: „jesteś tu kursantem, a nie ojcem – my się wszystkim zajmiemy…” Odkrywanie czegoś nowego razem było dla nas wspaniałym przeżyciem. Mieliśmy sporo wrażeń, którymi dzieliliśmy się po całych dniach na wodzie. Obaj robiliśmy coś po raz pierwszy, co uważam za ogromną wartość dodaną w naszych relacjach. Męska przygoda na Dunajcu pozostawiła wiele wspomnień cementujących międzypokoleniową przyjaźń. Kolejnego lata ruszyliśmy w skały. Na Jurę wybrał się z nami mój przyjaciel z synem. Pod okiem instruktora wspinaliśmy się razem w dwóch zespołach – ojcowie i synowie. To był wspaniały czas – młodzi mężczyźni przeżyli coś do bólu prawdziwego. Wszyscy pokonywaliśmy swoje bariery. Były też momenty, w których operowaliśmy w zespołach „międzypokoleniowych” – nic tak nie buduje wzajemnego zaufania jak wspinaczka na jednej linie… Nasz wyjazd w skały to również wspólne ogniska, śniadania, uganianie się za psami – krąg facetów, realizujących wspólną pasję.
Na Kaukaz wyjechaliśmy z jednym z moich przyjaciół. Spędziliśmy tam prawie dwa tygodnie, głównie włócząc się po górach. Mieszko został członkiem teamu, doświadczył tego jak wygląda przyjacielska relacja w świecie dorosłych. Z mojej perspektywy był to ważny przekaz. Zastanówmy się Panowie nad tym jak pokazujemy swoim podopiecznym męską przyjaźń. W jakich okolicznościach synowie poznają naszych przyjaciół? Czy nie jest tak, że widzą nas najczęściej popijających piwo przy przysłowiowym „grillu”? Czy nie powinniśmy pokazać na czym tak naprawdę polega męska przyjaźń? Czym jest zaufanie budowane w prawdziwym świecie, poza „bańką”?
Mógłbym podawać mnóstwo innych przykładów wspólnych przedsięwzięć w teamie „father and son”. Z całą pewnością budowanie międzypokoleniowych relacji nie musi być umiejscowione w ekstremalnych środowiskach (choć nigdzie się nie rozmawia więcej niż podczas wypadu w góry…). Wspólne bieganie, budowanie modelu, kopanie piłki może dać równie dobre rezultaty. Cechą łączącą opisywane przeze mnie czynności jest umożliwienie młodemu mężczyźnie robienia rzeczy prawdziwych, w towarzystwie ojca, opiekuna – starszego przyjaciela, niekoniecznie mentora. Naszym obowiązkiem Panowie jest inspirować podopiecznych do obierania ścieżek, których odkrywanie pomoże w ciosaniu duszy silnej i śmiałej. To na nas spoczywa misja pielęgnacji tych dwóch kluczowych moim zdaniem cech. Nie osiągniemy celu kupując drogi prezent, fundując wczasy all inclusive, czy pozwalając na dodatkową godzinę przed komputerem… Nie uda nam się uformować charakteru młodego wilka, jeśli sami nie będziemy wilkiem, niebojącym się wytyczać celów, których osiągnięcie nie jest oczywiste. Bądźmy przyjaciółmi naszych synów. Róbmy z nimi rzeczy prawdziwe, pozwólmy im wygrywać i przegrywać w obecności starszego przyjaciela. Nie wstydźmy się pokazywać im swoich słabości. Wyznaczajmy cele i cieszmy się sukcesami – razem, w międzypokoleniowym teamie mężczyzn.
Jedna odpowiedź do Formowanie śmiałej duszy – wychowanie: męski punkt widzenia