Słów kilka o lotach kosmicznych
Ktoś, kto nigdy nie dotknął Wielkiego Błękitu, kto nie dosiadł oceanicznej fali, nie poczuł zapachu wydobywającego się z sino-granatowych głębin jest ubogi… Ubóstwo jego zakorzenione jest w braku doświadczenia zjawisk, które dały życie wszystkiemu co nas otacza. Woda to wielki początek, klucz do zaklętej reguły, która o wszystkim stanowi, a której nigdy nie pojmiemy. Woda to dla mnie też początek podróży. Długich przelotów na skrzydlatych statkach, wyboistych ścieżek w głąb siebie i zapierających dech kosmicznych eksploracji. Dzisiaj nieco o nich – o podróżach po sklepieniu ciemnego nieba, bo wspomnę jeszcze, że ktoś, kto nigdy nie dotknął Wielkiego Błękitu, nie zna pojęcia Ciemności Absolutnej.
Nie ma na całym świecie czynności bliższej międzygalaktycznej odysei, od żeglowania pod obsianym gwiazdami niebie. Skrzydlaty statek niczym księżycowy wehikuł wślizguje się wówczas bezszelestnie w lukę pomiędzy Kosmos i Ziemię. Ciemny top żagla kreśli drogę po skrzącym się niebie, gwiazdy od czasu do czasu mrugając, toną za widnokręgiem. Bywa, że meteoryt przetnie sklepienie, przypominając smugą jasną jak ostrze skalpela o sile grawitacji.
Są też przestrzenie na wielkim błękicie zamieszkałe przez kolonie świecących glonów. Przemierzanie tych pól potęguje wrażenie zawieszenia pomiędzy Ziemią, a Wszechświatem. Skrzą się na szczytach fal niczym garście cyrkonii, rozrzucone ręką dziecka na granatową posadzkę. Hipnotyzujące zjawisko. Przewieszam się nim urzeczony przez burtę, tkwię tak zamrożony w uśmiechu, wyszukując żył tych drogocennych kamieni wśród wodnych bruzd. Czasem ich liczba i piękno konkurują z urodą gwiazd. W takich momentach miewam nieodparte wrażenie unoszenia się w Kosmosie. Nie ma czynności bliższej międzygalaktycznej odysei od dosiadania skrzydlatego statku w Ciemności Absolutnej obsianej blaskiem gwiazd. Czy doświadczają tego delfiny – towarzysze naszych wędrówek?
W objęciach takich zjawisk odpływam myślami do żeglarzy, którzy przemierzali te wody setki lat temu. Co myśleli? Jakie im towarzyszyły refleksje? O czym mówili? Wyobrażam sobie, że można było w takim miejscu tysiąc lat temu czuć się wyjątkowo… Można było wyobrażać sobie koniec świata, wielkie urwisko, za którym nie ma już nic, tylko gwiazdy i coś, czego nie potrafimy zrozumieć… Przecież woda to koniec i początek wszystkiego, źródło siły nieskończonej, beznamiętnej, niewzruszonej. Niezrozumiały wzór bezkompromisowej reguły, którą trzeba zaakceptować, kształt boskiej natury, super- bytu, który otacza i kształtuje wszystko co wokół. Wierzę, że koncepcja boskości narodziła się właśnie tu – w objęciach Wielkiego Błękitu, a reguła, której nie potrafimy zrozumieć ciągle tam jest… Tak, są zjawiska, których nie da się zrozumieć, nie będąc na Oceanie nocą. Są doświadczenia i refleksje, których można dotknąć tylko tu. Reguły, które tylko tutaj można dostrzec…