Ukraińcy – jacy dla nich jesteśmy?
Był 1999 rok, wyjechaliśmy na poligon. Mieliśmy wziąć udział w ćwiczeniach z ukraińskim batalionem. Na początek – jak to zwykle w tych czasach bywało odbyła się tradycyjna, wojskowa uroczystość. Sztandary, defilady, trąbki i głośne tupanie. Na pewnym etapie tej fety poczty flagowe zawieszały na masztach barwy państw. Zagrały hymny, płótna poszły w górę. Ukraińska flaga zawisła do góry nogami i nikt się tym zbytnio nie przejął. Ani my, ani stojący z nami w szyku Ukraińcy do końca nie byli pewni jak to ma wisieć… Taki był mój pierwszy kontakt z ukraińską armią i Ukrainą.
Potem wyjechaliśmy na ćwiczenia pod Kijów. Pod hotelem, w którym mieszkaliśmy co rano dumnie pikietowała grupa dziadków w wielkich, ruskich czapach z transparentami „NATO precz”. Byli spokojni, można było nawet zrobić sobie z nimi zdjęcie, a gdybyśmy tylko mieli czas wypić z nimi kielicha, to pewnie by się okazało, że to NATO nie takie złe, a dziadki też całkiem w porządku.
Minęły prawie dwie dekady – pomarańczowa rewolucja, napływ pracowników, co druga pani w sklepie, prawie każdy pan w uberze mówiący ze wschodnim akcentem. Hydraulik, lekarz, piekarz – nadszedł moment, w którym „polski fachowiec” zniknął z polskiego otoczenia. Przestaliśmy mylić położenie kolorów na ukraińskiej fladze. Ci ludzie stali się częścią naszego środowiska i tak już chyba pozostanie. Jacy dla nich jesteśmy?
Dwa lata temu pisałem artykuł o tym jak w Polsce czują się zagraniczni studenci. Dyskutowałem między innymi z kilkoma studentami z Ukrainy. „Lubię Polaków, ale czuję się źle, kiedy traktują mnie jako obywatela drugiej klasy wyłącznie z uwagi na moje pochodzenie” – to zdanie, które kilkakrotnie usłyszałem. Dlaczego? Skąd niechęć?
Tu posłużę się własnym przykładem – pochodzę z rodziny, która uciekała z Wołynia. Moja Babcia od zawsze wymawiając słowo „Ukrainiec” ściszała głos i robiła się jakby bledsza. W kuluarach rodzinnych dyskusji krążyły straszne historie – w ten sposób od dziecka byłem uczony niechęci do wschodnich sąsiadów. Czy mam to za złe swoim przodkom? Nie – przeżyli dramatyczne chwile i chcieli, żebyśmy o tym pamiętali. Czy chcę to wyprzeć z pamięci, udawać, że tego nie było – nie. Czy ten punkt widzenia ma dominować moje nastawienie do współczesnych Ukraińców? Nie. Czy ktoś mi dzisiaj w tym pomaga? Niestety też nie.
Kilka lat temu odwiedziłem Przemyśl. Kolega oprowadził mnie po mieście kończąc wizytę w jednym z kościołów. „To nasza duma” – powiedział wskazując na marmurową ścianę z mapą Polski sprzed drugiej wojny światowej. Mieszkałem wtedy w Szczecinie – mieście, którego na tej mapie w granicach Rzeczypospolitej nie było. Pominąłem w dyskusji ten fakt, ale pomyślałem też, „cholera… gdybym wyjechał za granicę – kilka kilometrów od domu, do niemieckiego miasteczka i ktoś oprowadziłby mnie po kościele, w którym na ścianie widniałaby mapa III Rzeszy, jak bym się czuł?”. Coś z tym wszystkim jest nie tak.
Mam wrażenie, że poruszamy się we mgle wytworzonej przez lata narracji zakorzenionej w niełatwej historii. Szansa na budowanie czegoś nowego została wyparta przez setki prób wykorzystywania nuty antyukraińskiej do budowania kapitału politycznego różnych frakcji. Ukraińcy są i będą częścią naszego otoczenia. Jak ich widzę? To przede wszystkim ludzie, którzy mają o co walczyć. W zdecydowanej większości pilni studenci i dobrzy pracownicy. Oni wydzierają życiu z gardła lepsze jutro dla siebie i swoich dzieci. Oni doceniają bardziej niż ktokolwiek inny drobną podwyżkę i słowo „dziękuję”. Oni dokładają się swoją pracą do naszego PKB, które nie wiadomo na jakim obecnie byłoby poziomie gdybyśmy nie skorzystali z rąk do pracy sąsiadów ze wschodu. Dzięki nim dziś świat przekonuje się o tym kim naprawdę jest Putin i dokąd prowadzą układy z Rosją. Oni robią to dziś za nas.
Patrzę na ten trudny moment jak na szansę. To chwila, w której po pierwsze dzięki Ukraińcom świat pozbawi się złudzeń co do tego kim jest niedźwiedź ze wschodu. Po drugie, mam nadzieję, że może tym razem nie zaprzepaścimy szansy na to, żeby wybudować pomiędzy dwoma sąsiednimi narodami coś zupełnie nowego. Coś co będzie być może początkiem ważnej zmiany społecznej. Nie przegap tego, uśmiechnij się i powiedz dobre słowo osobie, która jutro odezwie się do Ciebie ze wschodnim akcentem. Nasi sąsiedzi potrzebują naszego wsparcia, nasi sąsiedzi potrzebują, żebyśmy edukowali swoje dzieci o tym, ile nas łączy. Zróbmy z tego coś dobrego.